SafeGroup

Pełna wersja: Pogaduchy...już otwarte :)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Nie popadajmy w paranoję Smile Idąc tym tropem można obdzielić współodpowiedzialnością również rodzinę np. taksówkarza, którego napadnięto o policjancie, żołnierzu czy strażaku nie wspominając. Są rzeczy, które zawsze będą wiązać się z ryzykiem, bo odnoszą się do poszukiwań...odkryć...podróży...pracy w laboratoriach...kontaktu z niebezpieczeństwem w postaci ludzi czy natury jako takiej. Ktoś to robi, bo ma pasję...umiejętności...potrzebę...bo to jego sposób na życie czy zarabianie pieniędzy. Zawsze tak było i dzięki takim ludziom zawdzięczamy rozwój cywilizacyjny...bez nich byłoby koła, ujarzmionego ognia, pisma, prochu, podróży, odkryć...niczego tak naprawdę. Ryzyko jest wpisane w naszą naturę, bo przecież kiedy człowiek szedł na polowanie tysiące lat emu, to nie wiedział czy wróci ze zdobyczą i czy w ogóle wróci. Myślę, że śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że bez ryzyka nie byłoby rozwoju Smile


Owszem co roku są wypadki...dziesiątki...a pod szczytami w Himalajach czy innych podobnych miejscach leżą dziesiątki ciał tych, którzy nie doszli na szczyt albo z niego nie zeszli do bazy. Ale zimą nie chodzi praktycznie nikt...jak napisał autor, którego fragment zacytowałem wcześniej "bo zimą na ośmiotysięczniki wspinają się tylko Polacy, Rosjanie i pojeby." I może to uproszczenie, ale niezbyt odbiegające od rzeczywistości...Polacy to światowa czołówka, nasi wspinacze są wszędzie tam gdzie jest coś do zdobycia czy "zrobienia" (chodzi np. o nowe trasy wejść/przejść). O tej akcji mówi się, że zmieniła historię himalaizmu...to nie jest tylko medialny szum...to niezwykły wyczyn mimo całej tragedii, jaka za tym się kryje.
Jest jeszcze coś takiego jak prawdopodobieństwo tragicznego zdarzenia.
Zdaje się, że w przypadku zimowych ataków szczytowych na tę górę wynosi
50% wypadków śmiertelnych. Ostatnie wydarzenia potwierdziły tę smutną
statystykę.

Co do nowych odkryć - jest coś takiego jak potencjalna korzyść.
Co innego praca badawcza czy nawet ekstremalny trud w celu odkrycia
nowych obszarów geograficznych, a co innego niewiele wnoszące zimowe
wejście na jakąś górę, gdy ma się w domu trójkę małych dzieci (one nie
wybierały ojca himalaisty). Co nie zmienia faktu, że sam się tym sportem
pasjonuję, i śledzę obecną wyprawę na K2.

Jeszcze co do przyzwyczajeń, czy hobby - człowiek niekiedy potrafi
się zmienić. Smile Po poznaniu fajnej panny i zawarciu małżeństwa
będę codziennie wyskakiwał sam do klubu potańczyć i się pobawić,
bo tak miałem w zwyczaju jako singiel? (przykład nie mój Smile),
Wiem, że to nie jest idealne odwzorowanie na życiowe pasje i hobby,
ale powiedzmy...

Konto usunięte

Dzisiaj pierwszy raz w życiu spróbowałem morsowania - pierwszy, ale na pewno nie ostatni Cool
Początek jak "latem na Bałtyku", podchodzisz do wody... no zimna. Ale w przeciwieństwie do tego jak jest nad morzem, po prostu idziesz dalej, krok po kroku. W pewnym momencie rzuca się mięsem, na początku jest nieco szok, a potem... robi się nad wyraz przyjemnie.

Na początek niecałe cztery minuty. Teraz szukam kolejnej okazji i polecam każdemu, naprawdę super spraw, bo po wyjściu po chwili jest taaaaaaki wyrzut endorfin i tak długo trzymają że... "no jest faza" Lol
Raz w życiu próbowałem - nie, żebym szukał, samo się napatoczyło. Poza ojczyzną, w wodzie oceanicznej, a więc temperatura wody zasolonej wody poniżej zera. Ciekawe uczucie.
Wracając do poprzedniego tematu, do wysokogórskich wypraw... Jest ciekawa audycja do wysłuchania w radiowej Trójce.

Cytat:W powtórkowej rozmowie Michała Olszańskiego z Adamem Bieleckim, himalaista opowiadał o niesamowitej sile, która ciągnie go na najniebezpieczniejsze i najwyższe szczyty na ziemi (...)
Przed emisją powtórkowej rozmowy z Adamem Bieleckim, Michał Olszański połączył się telefonicznie z Krzysztofem Wielickim, który opowiedział o akcji ratunkowej na Nanga Parbat i narodowej wyprawie na K2.

źródło:

[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]


Na stronie audycja do wysłuchania, którą polecam jako obowiązkową...
(03.02.2018, 22:13)lukasamd napisał(a):

[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]

Dzisiaj pierwszy raz w życiu spróbowałem morsowania - pierwszy, ale na pewno nie ostatni  Cool
Początek jak "latem na Bałtyku", podchodzisz do wody... no zimna. Ale w przeciwieństwie do tego jak jest nad morzem, po prostu idziesz dalej, krok po kroku. W pewnym momencie rzuca się mięsem, na początku jest nieco szok, a potem... robi się nad wyraz przyjemnie.
Wtedy właśnie "urywa wszystko", więc nie ma już czego czuć Cool
A propos morsowania przypomina mi się historyjka...autentyczna...która spotkała mojego kolegę. Razu pewnego na dorocznym wspólnym spotkaniu (zazwyczaj luty) opowiadał z wielkim przejęciem i pasją o tym, że zaczął morsowanie. Było trochę śmiechu i żartobliwych uwag, ale OK...jestem w stanie uwierzyć, że da się to zrobić i że działa pozytywnie na zdrowie. Na kolejne spotkanie kolega nie przyjechał...okazało się, że morsowali w jeziorze na przełomie roku, którego dobrze nie znali a kolega skoczył z pomostu do przerębli i...poważnie uszkodził stopę i staw skokowy. Noga w gipsie jako skutek i nawet by przyjechał, bo miał mieć właśnie zdjęty gips czy szynę, ale idąc do lekarza by to zrobić spadł ze schodów tuż po wyjściu z mieszkania na własnej klatce schodowej...no i nie przyjechał, bo rozwalił nogę w innym miejscu Smile
Nie wiem, czy jeszcze morsuje Grin

Konto usunięte

Ja tam nie mam zamiaru w taki sposób morsować, skakać na bańkę itd. czy w ogóle się zanurzać - a przynajmniej nie teraz Grin
Na spokojnie, w okolicy jest spory klub który zrzesza chętnych i morsują nawet 3-4 razy w tygodniu. Nie trzeba dużego zbiornika. Powoli się wchodzi tak po piersi i tyle - do tego mając na głowie czapkę, a na dłoniach jakiekolwiek rękawiczki, bez zamaczania, wchodzi się do wody z dłońmi do góry. Oczywiście są różne sposoby i szkoły, najważniejsze to efekt jaki daje zamoczenie korpusu.

Nie wiem.. w sobotę z rana bieganie 10 km, potem morsowanie, a wczoraj ponad 80 km w okolicach Zielonej Góry na rowerze po maaasakrycznych błotach i w sumie też z "kąpielą" (rozlewisko, trzeba było się przedzierać) i... czuję się swietnie Grin Swoją drogą... zapisałem się na zawody które są za niecałe 3 tygodnie.. Wczoraj objazd trasy i uważam, że to będzie "zgon na pogrzebie":

[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]

To ja powiem tylko, że mam 24 lata i nie umiem jeździć na rowerze xd. Z 15 lat temu próbowałem nauczyć się na składaku ojca (Wigry 3 Cool), ale wsadziłem stopę w szprychy i skaleczyłem sobie kostkę.

Potem jeszcze brat złamał ramę w tym zmyślnym urządzeniu i nawet po zespawaniu jej, cykałem się zupełnie wsiąść.

Konto usunięte

Ja tam nie widzę w tym nic dziwnego. Sam nauczyłem się mając jakieś 12 lat? Wszyscy już dawno "komunijnymi góralami" śmigali, a ja wtedy jeździć nie potrafiłem.
A teraz nieco lat na karku więcej, a np. pływać wciąż nie potrafię Wink (jeszcze!)
Pływać to też jeszcze nie potrafię, ale za mną chodzi pójście do szkoły tańca gdzie prawie same kobiety są, np. zumba itp Wink
rogacz no ja też kiedyś myślałęm żeby pójść ale na Salse albo Sambe ale z moim brzuchem to nie bede sie ośmieszał Grin
Ja chodziłem na siłownię miesiąc, ale podziękowałem bo z taką wagą wyglądałem jakbym uciekł z obozu. Przytyję na lato to sobie pochodzę wtedy.

Ewentualnie kupię poloneza bez wspomagania, bo już teraz w malczanie ćwiczę nogi od wciskania pedału hamulca do podłogi Cool
Na trening nóg najlepszy jest jakiś stary Ursus...trzeba stanąć na całym ciężarem nodze żeby docisnąć hamulec...ze sprzęgłem szło lepiej Smile
Taniec fajny jest i niekoniecznie tylko jeden jak zumba...dobrze poćwiczyć też coś innego z "łaciny" i trochę 'standardów", bo to się przydaje nie tylko w danym momencie dla naszego zdrowia, ale pozwala na tańczonych imprezach nie stać pod ścianą. Tu już nie chodzi tylko o same kroki, ale o wyczucie rytmu, o przełamanie strachu i w końcu brak obawy, że coś będzie nie tak...że damy plamę przed partnerką. To zwyczajnie pozwala lepiej i swobodniej poruszać się do rytmu.
mam te same podejście co - dlatego chcę poćwiczyć teraz póki singiel jestem.
A co do brzucha który też mam w tańcu go spalisz Smile Pozatym -

[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]

wiesz jakie wrażenie to robi na suchoklatesach jak wychodzi koleś z masą i nie dość że wymiata na parkiecie to jeszcze nie wstydzi się tego jaki jest? Wink
Współpracownik
Może chociaż w domu ćwicz. Podciąganie, pompki, brzuszki*, planki. Do podciąganie będziesz musiał zainwestować pewnie w drążek i zamontować go w domu, ale polecam.
Trzeba tylko dobrać odpowiednią ilość powtórzeń w serii, ilość serii i czas przerw.

*poprawne - jak największe zaangażowanie mięśni brzucha, a jak najmniejsze zginaczy bioder.
Nie no zestaw ćwiczeń to ja mam obcykany chodziłem 12 lat na capoeira tylko niestety te kolejne 12 lat to juz przed kompem -,- i dośięgło mnie zwykle zaniedbanie i lenistwo Tongue
Bardziej myślałem o Współpracownik, bo bliżej mi do niego pod względem postury (Tak podejrzewam). Ja np siedząc na dupie nie jestem w stanie zwiększyć nawet tłuszczu w organizmie, bo mi się nie chce wtedy jeść.
No tak, mam dzienną nadwyżkę 500-600kcal i waga stoi. A przecież przyjmuję niejako wartościowy pokarm, bo białe mięso, ryż, makarony, tuńczyk, nabiał, tłuszcze roślinne (oliwa z oliwek, orzechy), nawet sporo bananów jem.
Masz szybką przemianę materii chyba(?)...
Ćwiczenia i ogólnie aktywność fizyczna zwiększają ilość hormonów anabolicznych w organizmie. Najbardziej wartościowe są ćwiczenia wielostawowe, w których pracuje mnóstwo mięśni, ale nawet niesiłowe ćwiczenia typu 20-30 minut biegania 3 razy w tygodniu może zachęcić organizm do budowy.