Copyright trolling – czyli uważaj, co cytujesz na forum
#2
Słynna była sprawa z wymienionym...legalnym przecież...serwisem RedTube. Kuriozalna stała się w tym kontekście informacja, że serwis ten "sam z siebie" zaczął zwalczać tę formę zastraszania swoich klientów, o czym niedawno informował Dziennik Internautów
Cytat: Serwis RedTube postarał się o nakaz sądowy zabraniający prawnikom-antypiratom dalszego zastraszania ludzi. Oto dożyliśmy czasów, kiedy dystrybutorzy pornografii robią rzeczy bardziej chwalebne niż prawnicy.

Niecałe dwa tygodnie temu Dziennik Internautów, podobnie jak wiele innych serwisów, informował o działaniach niemieckiej kancelarii prawnej przeciwko internautom rzekomo korzystającym z serwisu RedTube. Kancelaria rozsyłała do ludzi listy, żądając 250 euro za oglądanie na RedTube filmów chronionych prawem autorskim.

Oczywiście nikt nie ma pewności, czy osoby atakowane przez kancelarie rzeczywiście naruszyły czyjeś prawa. Tego typu działania, określane jako copyright trolling, są tak naprawdę rodzajem szantażu, uświęconego niby to szlachetnym celem ochrony twórców. Często celem ataków są osoby niewinne żadnych naruszeń.

RedTube walczy z trollami

Warto wiedzieć, że historia z RedTube ma swój dalszy ciąg. Z doniesień niemieckiego Heise.de wynika, że serwis RedTube postanowił walczyć z zastraszaniem internautów przed sądem w Hamburgu. Udało mu się uzyskać tymczasowy nakaz sądowy, zakazujący wysyłania kolejnych listów z żądaniami wpłat kancelarii Urmann und Kollegen oraz szwajcarskiej organizacji The Archive (zob. Weitere Abmahnungen untersagt: Redtube erwirkt einstweilige Verfügung).

Serwis RedTube podkreśla, że nikomu nie przekazywał informacji o swoich użytkownikach. Ponadto przedstawiciel serwisu Alex Taylor zauważył, że wstrzymanie działań prawników-antypiratów ma znaczenie nie tylko dla użytkowników RedTube, ale w ogóle dla użytkowników usług internetowych oferujących wideo w streamingu.

RedTube niczym YouTube

Dziennik Internautów już wcześniej zauważał, że pornograficzny RedTube nie różni się znacząco od popularnego i jakże szanowanego YouTube. Skoro prawnicy byli w stanie zastraszać użytkowników tego pierwszego, równie dobrze użytkownicy YouTube mogą stać się ich celem. Jedyne, co prawnikom byłoby do tego potrzebne, to jakieś adresy IP oraz pełnomocnictwo posiadacza praw autorskich.

Szczerze mówiąc, działanie RedTube ma znaczenie wykraczające nawet poza serwisy wideo. Każdy internauta może się stać odbiorcą listu wzywającego do dobrowolnej wpłaty za naruszenie. Wystarczy, że adres IP powiązany z tym internautą znajdzie się jakimś magicznym sposobem na liście domniemanych sprawców.

Doskonale wiadomo, że firmy identyfikujące rzekomych piratów mogą robić błędy i robią je. Wiadomo też, że prawnikom-antypiratom bardziej zależy na wpłatach od zastraszonych ludzi, niż na rzeczywistym dochodzeniu praw artysty.

Dystrybutor porno uczciwszy niż prawnik

Całe zamieszanie z RedTube wydaje się przerażające z jednego powodu. Oto dożyliśmy czasów, kiedy prawnicy zajmują się zastraszaniem ludzi, a tymczasem operator serwisu pornograficznego zajmuje się sądową walką o prawa internautów. Można powiedzieć, że dystrybutorzy pornografii robią rzeczy bardziej chwalebne niż prawnicy.

Źródło

[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]

Kolejny artykuł z DI powiązany tematycznie pokazuje bezwładność i bezradność polskiego wymiaru sprawiedliwości...czy to zamierzone działanie (czytaj "zawodowa solidarność") czy po prostu niewiedza i brak doświadczenia w podobnych przypadkach trudno powiedzieć. Efektem jest brak rozwiązań, jednoznacznych opinii i jednolitego oficjalnego stanowiska
Cytat: Dziennik Internautów już dwukrotnie opisywał działania kancelarii Anny Łuczak z Warszawy, która wysyła do internautów wezwania do zapłacenia 550 zł za pobranie pewnego filmu. Jest to przeniesienie na polski grunt tych samych praktyk, które były już obserwowane za granicą i określane jako copyright trolling. Za granicą dochodziło już do karania prawników zajmujących się takimi rzeczami, ale niestety w Polsce musimy przerabiać tę lekcję od początku.

Copyright trolling: nadużycie i zastraszanie

W Polsce wciąż wiele osób łączy copyright trolling z prawami autorskimi i bronieniem twórców. To zjawisko jest analizowane jako forma egzekwowania prawa. Tymczasem w rzeczywistości jest to forma nadużywania prawa w celu zastraszania ludzi i zarabiania na tym. Czy to nie są mocne słowa? Zastanówmy się nad tym.

Ktoś uruchamia postępowanie karne dotyczące naruszenia praw autorskich. Osoba ta dostarcza jakiś zestaw adresów IP, bo nie ma innych dowodów naruszeń. Postępowanie rusza i władze ustalają możliwych sprawców na podstawie numerów IP. Następnie dane potencjalnych sprawców są wyciągane z akt sprawy i używane przez kancelarię prawną w celu wysyłania wezwań do zapłaty pod groźbą większych nieprzyjemności.

Mamy tu nadużycie, bo postępowanie karne jest traktowane jako instrument pozyskiwania danych osobowych. Prawo karne chyba nie zostało stworzone w takim celu, prawda?
(...)
Trolle uderzają w osoby niewinne

Jednym z problemów copyright trollingu jest to, że ofiarami represji stają się osoby całkowicie niewinne. Po prostu metody identyfikowania internautów naruszających prawa autorskie w sieci nie są doskonałe.

Jeśli chodzi o działania kancelarii Anny Łuczak, to prawdopodobnie uderzyły one również w osoby niewinne. Tak sądzę z powodu e-maili, jakie do mnie dotarły. Niektórzy odbiorcy listów od tej kancelarii są absolutnie pewni, że nie mogli pobierać filmu. Mimo to się boją...

Tutaj należy zadać proste pytanie - jak traktować adwokata, który żąda od ludzi 550 zł pod groźbą postępowania karnego i być może procesu cywilnego, nawet jeśli adwokat nie ma pewności, czy Ci ludzie cokolwiek złego nie zrobili?

Naczelna Rada Adwokacka gra na zwłokę

To pytanie postanowiłem zadać Naczelnej Radzie Adwokackiej (NRA). Uznałem to za tym bardziej uzasadnione, że na stronie kancelarii Anny Łuczak widnieje logo Adwokatury Polskiej z dewizą "Prawo Ojczyzna Honor". Czy innym adwokatom podoba się takie postępowanie, jak copyright trolling?

Pytanie zadałem 26 listopada. Rzeczniczka NRA Joanna Sędek obiecała mi odpowiedź, ale potem długo się nie odzywała. Pisałem e-maile, dzwoniłem i wreszcie (9 grudnia) dostałem od niej numer telefonu do rzecznika dyscyplinarnego Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. Zadzwoniłem do niego, a on wyjaśnił mi, że nie może udzielić komentarza w sprawie dotyczącej kancelarii z Warszawy. To zrozumiałe, bo rzecznik dyscyplinarny nie powinien komentować sprawy, którą być może będzie się zajmował.

Zwróciłem się znów do Pani Joanny Sędek, bo co miałem robić? Przedstawicielka NRA dopiero 17 grudnia wreszcie udzieliła mi odpowiedzi. Oto jej treść:

Cytat: Z tekstu wynika, że ta pani mecenas działa na podstawie pełnomocnictwa, więc nie występuje w sprawie "samozwańczo". Jeśli osoba, do której trafiło pismo, nie poczuwa się do winy, to powinna złożyć wyjaśnienia. Jeśli uznaje, że pani mecenas postępuje nieetycznie, może w tej sprawie złożyć skargę do rzecznika dyscyplinarnego Okręgowej Rady Adwokackiej, na terenie której adwokat wykonuje zawód.


Zadawanie pytań jest stronnicze!

Próbowałem zadawać dodatkowe pytania. Poprosiłem panią Sędek m.in. o wyjaśnienie, jak wygląda składanie skargi, z jakimi konsekwencjami musi się liczyć osoba składająca skargę itd. Rzeczniczka NRA uchyliła się od odpowiedzi na te pytania, ale za to zaczęła mi zarzucać stronniczość i wspomniała nawet coś o "tabloidyzacji mediów". Sugerowała też, że działania kancelarii Anny Łuczak można porównywać do sytuacji adwokata, który musi bronić groźnego przestępcę.

Cóż... chyba nie dostanę więcej komentarzy z NRA. Pozostaje mi analizować to, co otrzymałem dotychczas. Naczelna Rada Adwokacka najwyraźniej nie uważa copyright trollingu za jakikolwiek problem. Oczywiście jest możliwość złożenia skargi do rzecznika dyscyplinarnego, ale NRA nie ujawni dziennikarzowi informacji, które mogłyby ewentualnie zachęcić pokrzywdzonych do złożenia skargi lub im to ułatwić.

Copyright trolling to obowiązek adwokata?

Mnie osobiście zmartwiły stwierdzenia rzeczniczki NRA o tym, że "pani mecenas nie działa samozwańczo". Zmartwiło mnie też porównywanie działań pani Łuczak do działań adwokata broniącego przestępcy. Spójrzmy prawdzie w oczy - copyright trolling to nie jest wykonywanie przykrego obowiązku. To jest zarabianie na zastraszaniu ludzi i żaden adwokat nie ma obowiązku czegoś takiego robić.

Prawnik doradza - idź pan do UOKiK

Na koniec dodam, że pisał do mnie pewien człowiek, który otrzymał list od kancelarii Anny Łuczak i stanowczo twierdzi, że niczego nie pobierał. Ten człowiek był u prawnika ze swoim problemem, ale prawnik "nie polecał mu" składania skargi do rzecznika dyscyplinarnego. Poradził raczej złożyć skargę do... UOKiK.

Czekam właśnie na odpowiedź od UOKiK, czy faktycznie zająłby się on taką sprawą. Najwyraźniej nie jest to całkiem pewne, zresztą ja też mam wątpliwości. To nie jest typowa sprawa "konsumencka".

Źródło

[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]

"Bezpieczeństwo jest podróżą, a nie celem samym w sobie - to nie jest problem, który można rozwiązać raz na zawsze"
"Zaufanie nie stanowi kontroli, a nadzieja nie jest strategią"
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Re: Copyright trolling – czyli uważaj, co cytujesz na forum - przez ichito - 07.01.2014, 09:20

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości