10.10.2013, 17:14
Podróże są całkiem fajne (mało tu pasuje to słowo, ale na tę chwilę nie mam innego), choć zależy oczywiście w jakim charakterze... no i z jaką częstotliwością.
Ja tam najlepiej czuję się u siebie, w rodzinnej miejscowości... Byłem w sierpniu jeden dzień we Wrocku, nie pierwszy raz w życiu, ale pierwszy raz z pewnymi przemyśleniami na przyszłość. Co prawda trudno byłoby wydawać wyrok po jednym dniu ale... nie czułem się tam dobrze. Ostatnio spotykam się też z osobami, które rozpoczynając studia "uciekły" do wrocka, byleby się wyrwać z tej mieściny. A teraz każdą wolną chwilę wolą spędzać tu, tam nie chcą wracać. Nie wiem, naprawdę nie wiem jakbym się czuł bez możliwości ruszenia się w miejsce spokojniejsze, bez ludzi, bez szumu... A życie na peryferiach to niewielka różnica względem takiej miejscowości jak moja - podjechać 25-30 km do większego miasta trwa tyle samo albo i nawet mniej, co zrobić 10-15 km do pracy z obrzeży gdzieś do centrum we Wrocławiu, Poznaniu, Warszawie itd..
Raz, to nie ma sensu tonąć. Statek to jest kawał żelastwa, to jest rzecz, a Ty jesteś człowiekiem z krwi i kości.
Dwa, osamotnienie nigdy nie jest dobre. Zwalać na kogoś swoje problemy to nic miłego, ale bez oparcia jest źle.
Sam jestem obecnie w totalnej huśtawce nastrojowej. Jeden dzień jest piękny, drugiego jest ze mną źle... obiecałem coś jednak komuś, więc mimo wszystko idę do przodu. Nie wiem jak to się skończy, nie wiem dokąd dojdę, ale idę, a gdy widzę kogoś, już nie zlewam, nie ignoruję, staram się nawiązać jakiś kontakt. Nawet jeżeli nie będzie odwzajemniony to będę miał świadomość, że próbowałem.
Szkoda że Radom jest taki kawał drogi, pogadałby z chęcią w realu.
Ja tam najlepiej czuję się u siebie, w rodzinnej miejscowości... Byłem w sierpniu jeden dzień we Wrocku, nie pierwszy raz w życiu, ale pierwszy raz z pewnymi przemyśleniami na przyszłość. Co prawda trudno byłoby wydawać wyrok po jednym dniu ale... nie czułem się tam dobrze. Ostatnio spotykam się też z osobami, które rozpoczynając studia "uciekły" do wrocka, byleby się wyrwać z tej mieściny. A teraz każdą wolną chwilę wolą spędzać tu, tam nie chcą wracać. Nie wiem, naprawdę nie wiem jakbym się czuł bez możliwości ruszenia się w miejsce spokojniejsze, bez ludzi, bez szumu... A życie na peryferiach to niewielka różnica względem takiej miejscowości jak moja - podjechać 25-30 km do większego miasta trwa tyle samo albo i nawet mniej, co zrobić 10-15 km do pracy z obrzeży gdzieś do centrum we Wrocławiu, Poznaniu, Warszawie itd..
Eugeniusz napisał(a):Po prostu jestem zagubiony i może trochę osamotniony. Ale to dobrze, kapitan tonącego okrętu zostaje na swoim stanowisku do końca.
Raz, to nie ma sensu tonąć. Statek to jest kawał żelastwa, to jest rzecz, a Ty jesteś człowiekiem z krwi i kości.
Dwa, osamotnienie nigdy nie jest dobre. Zwalać na kogoś swoje problemy to nic miłego, ale bez oparcia jest źle.
Sam jestem obecnie w totalnej huśtawce nastrojowej. Jeden dzień jest piękny, drugiego jest ze mną źle... obiecałem coś jednak komuś, więc mimo wszystko idę do przodu. Nie wiem jak to się skończy, nie wiem dokąd dojdę, ale idę, a gdy widzę kogoś, już nie zlewam, nie ignoruję, staram się nawiązać jakiś kontakt. Nawet jeżeli nie będzie odwzajemniony to będę miał świadomość, że próbowałem.
Szkoda że Radom jest taki kawał drogi, pogadałby z chęcią w realu.