17.10.2013, 22:33
Sens życia?
Ja wiem teraz jedno... na pewno poszukiwanie go jest błędem. To strata czasu, strata życia, bo i tak go nie znajdziemy. On się sam znajduje gdy robimy coś na czym nam zależy. Jeszcze do niedawna wyrzucałem sobie, że straciłem ostatnie 2-3 lata na pierdoły... wierzcie lub nie, ale dla mnie jednym z takich pierdół było... SG. Przeciez mogłem w tym czasie poznawać nowych ludzi, mogłem zrobić tyle sensownego w realu. Musiałem nieco to poukładać, przemyśleć, aby dojść do odmiennych, moim zdaniem lepszych wniosków. To co robiłem miało sens. Angażowałem się w rozwój tego, budowałem to razem z innymi osobami, klocek po klocku. Poza tym czy nie poznałem tu nikogo? Nie bezpośrednio, choć jeżeli będzie okazja, to chciałbym się spotkać z każdą osobą. Nie zmienia to jednak tego, że zarówno współpraca jak i dyskusje tutaj były prowadzone z ludźmi. Nie avatarkami, nie duchami, nie omamami, ale ludźmi z krwi i kości, którzy siedzieli po drugiej stronie kabla. To miało sens, podobnie jak inne rzeczy w jakie się angażowałem. Może i było zbyt wiele takich wirtualnych, może to był jakiś tam błąd, ale czy jest czego żałować? Nie, zresztą lepiej patrzeć do przodu, niż za siebie. Z tego co było można jedynie wyciągać wnioski i starać się nie popełniać błędów.
Patrząc na to "ekonomicznie", tak bardzo bezpośrednio, to wiara w Boga na pewno sprawę "ułatwia". Mamy w jakiś sposób "problem z głowy", choć na pewno i tak będziemy sobie zadawać pytanie po co w ogóle istniejmy i funkcjonujemy, w szczególności w złych chwilach. Mogą się pojawiać obawy, rozpacz związana z tym że nic nie znaczymy, ale to nie będzie prawda. Ile znaczymy i czy nasze istnienie ma sens jest uzależnione tylko od nas samych, od tego co robimy, dla innych, dla siebie, w ogóle. Można się z tym oczywiście nie zgadzać, ja wolę jednak mieć takie podejście. Nie żałować, iść do przodu i z pokorą przyjmować to co się dzieje.
Ja wiem teraz jedno... na pewno poszukiwanie go jest błędem. To strata czasu, strata życia, bo i tak go nie znajdziemy. On się sam znajduje gdy robimy coś na czym nam zależy. Jeszcze do niedawna wyrzucałem sobie, że straciłem ostatnie 2-3 lata na pierdoły... wierzcie lub nie, ale dla mnie jednym z takich pierdół było... SG. Przeciez mogłem w tym czasie poznawać nowych ludzi, mogłem zrobić tyle sensownego w realu. Musiałem nieco to poukładać, przemyśleć, aby dojść do odmiennych, moim zdaniem lepszych wniosków. To co robiłem miało sens. Angażowałem się w rozwój tego, budowałem to razem z innymi osobami, klocek po klocku. Poza tym czy nie poznałem tu nikogo? Nie bezpośrednio, choć jeżeli będzie okazja, to chciałbym się spotkać z każdą osobą. Nie zmienia to jednak tego, że zarówno współpraca jak i dyskusje tutaj były prowadzone z ludźmi. Nie avatarkami, nie duchami, nie omamami, ale ludźmi z krwi i kości, którzy siedzieli po drugiej stronie kabla. To miało sens, podobnie jak inne rzeczy w jakie się angażowałem. Może i było zbyt wiele takich wirtualnych, może to był jakiś tam błąd, ale czy jest czego żałować? Nie, zresztą lepiej patrzeć do przodu, niż za siebie. Z tego co było można jedynie wyciągać wnioski i starać się nie popełniać błędów.
Patrząc na to "ekonomicznie", tak bardzo bezpośrednio, to wiara w Boga na pewno sprawę "ułatwia". Mamy w jakiś sposób "problem z głowy", choć na pewno i tak będziemy sobie zadawać pytanie po co w ogóle istniejmy i funkcjonujemy, w szczególności w złych chwilach. Mogą się pojawiać obawy, rozpacz związana z tym że nic nie znaczymy, ale to nie będzie prawda. Ile znaczymy i czy nasze istnienie ma sens jest uzależnione tylko od nas samych, od tego co robimy, dla innych, dla siebie, w ogóle. Można się z tym oczywiście nie zgadzać, ja wolę jednak mieć takie podejście. Nie żałować, iść do przodu i z pokorą przyjmować to co się dzieje.