29.12.2016, 17:40
Pamiętamy, przecież wtedy był i telefon w tej sprawie.
Masz rację że dziwnie, źle się dzieje. I to się odbija na nas, na wielu rzeczach z którymi się stykamy. W kwestii sociali, Facebooka - moim zdaniem tu pomaga unfollow, sam nie obserwuję nikogo ze znajomych, który sypie polubieniami na jakieś dziwne rzeczy, albo same śmiechy i chichy udostępnia. Z drugiej strony, można to traktować jako swoiste zamiatanie sprawy pod dywan, bo to ciągle tam jest, tyle, że ja tego nie oglądam... Tu już kwestia tego wchodzi, jak duże ma dla mnie znaczenie podejście innych, poziom itp. W sumie... niewielki, wolę się skupiać na tym, co sam robię. Nie każdy jednak tak musi, więc.
Bardzo miło czytać coś takiego Więcej niż miło, jesteś przykładem dla innych osób, że można. Ogromnie cieszy co piszesz o regulacji smutku - to nie jest łatwa sztuka, mało kto potrafi coś takiego zrobić. Wydaje mi się, że potrzebne są odpowiednie przeżycia, dotknięcie jakiegoś odpowiednio niskiego poziomu, aby potem, wracając do góry, móc już samemu nad tym panować. Życzę natomiast, aby tych dołków czy gorszych chwil nie było wcale - wiadomo, że będą się zdarzać potknięcia, błędy, problemy... obyś wtedy traktował je jako kolejne wyzwania do pokonania. Wymagające raz więcej, a raz mniej czasu, ale po prostu wyzwania do pokonania, tak jak setki innych, które masz już za sobą.
Zgadzam się z tym, że wielu ludzi szuka sobie anioła. Nie zgadzam się natomiast z tym, że zawsze trafimy na takiego, pod którego pelerynką czyha na nas z zasadzką ktoś przesiąknięty złem czy zupełnie egoistyczny. Kwestia konkretnego przypadku, konkretnej osoby i sytuacji. Widzę wokoło przynajmniej kilka przypadków wzajemnego budowania czegoś - raz wychodzi bardziej, raz mniej, ale do przodu i bez szykowania czegoś złego (a przynajmniej o niczym takim nie wiem, co oczywiście nie wyklucza, że tego nie ma). Nie wiem natomiast czy krzywdzenie daje jakieś plusy, wychodzę z założenia, że co dajemy, to do nas wraca.
Masz rację że dziwnie, źle się dzieje. I to się odbija na nas, na wielu rzeczach z którymi się stykamy. W kwestii sociali, Facebooka - moim zdaniem tu pomaga unfollow, sam nie obserwuję nikogo ze znajomych, który sypie polubieniami na jakieś dziwne rzeczy, albo same śmiechy i chichy udostępnia. Z drugiej strony, można to traktować jako swoiste zamiatanie sprawy pod dywan, bo to ciągle tam jest, tyle, że ja tego nie oglądam... Tu już kwestia tego wchodzi, jak duże ma dla mnie znaczenie podejście innych, poziom itp. W sumie... niewielki, wolę się skupiać na tym, co sam robię. Nie każdy jednak tak musi, więc.
(29.12.2016, 14:23)Tajny Współpracownik napisał(a):[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]
I tak nagle w maju, zacząłem sobie myśleć o tym wszystkim. Nie ma sensu jęczeć, czekać na mannę z nieba czy cud. Trzeba wziąć się do roboty i czekać na efekty. I teraz czuję się naprawdę bardzo dobrze, od tego maja nie biorę leków. Jest spoko, chociaż od czasu do czasu zdarzy się dołek. Na szczęście - potrafię sam regulować poziom smutku czy generalnie cały humor i samopoczucie. Tak więc jeśli jest dołek, to szybko reaguję i wypływam na powierzchnię.
Bardzo miło czytać coś takiego Więcej niż miło, jesteś przykładem dla innych osób, że można. Ogromnie cieszy co piszesz o regulacji smutku - to nie jest łatwa sztuka, mało kto potrafi coś takiego zrobić. Wydaje mi się, że potrzebne są odpowiednie przeżycia, dotknięcie jakiegoś odpowiednio niskiego poziomu, aby potem, wracając do góry, móc już samemu nad tym panować. Życzę natomiast, aby tych dołków czy gorszych chwil nie było wcale - wiadomo, że będą się zdarzać potknięcia, błędy, problemy... obyś wtedy traktował je jako kolejne wyzwania do pokonania. Wymagające raz więcej, a raz mniej czasu, ale po prostu wyzwania do pokonania, tak jak setki innych, które masz już za sobą.
(29.12.2016, 14:23)Tajny Współpracownik napisał(a):[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]
Oczywiście dalej jestem samotny, ale to ma swoje ogromne plusy. Nie muszę wyrywać sobie serca i oddawać go komuś na srebrnej tacy - teraz ludzie są tacy, że szukają sobie takiego anioła. Sraty taty, tu cię lubię, kocham nawet, bla bla bla, ale masz służyć i oddawać wszystko, a tobie nic nie dam - a spróbuj tylko powiedzieć nie to ci zrobię piekło na ziemi. To że ktoś podaje dłoń, nie znaczy że w drugiej nie trzyma bagnetu, by wbić Ci w serce gdy tylko zrobisz coś nie po jego myśli. Albo dla samej satysfakcji skrzywdzenia człowieka. Bo jak krzywdzisz, to rządzisz, zwyciężasz.
Zgadzam się z tym, że wielu ludzi szuka sobie anioła. Nie zgadzam się natomiast z tym, że zawsze trafimy na takiego, pod którego pelerynką czyha na nas z zasadzką ktoś przesiąknięty złem czy zupełnie egoistyczny. Kwestia konkretnego przypadku, konkretnej osoby i sytuacji. Widzę wokoło przynajmniej kilka przypadków wzajemnego budowania czegoś - raz wychodzi bardziej, raz mniej, ale do przodu i bez szykowania czegoś złego (a przynajmniej o niczym takim nie wiem, co oczywiście nie wyklucza, że tego nie ma). Nie wiem natomiast czy krzywdzenie daje jakieś plusy, wychodzę z założenia, że co dajemy, to do nas wraca.