UEFI w moim laptopie jest takie, że gdybym wyjął SSD to by nie ruszył boot z pendrive'a. Musiałbym rozmontować laptopa by dostać się do HDD (do SSD dostęp jest łatwy, ale do HDD więcej roboty), wyjąć SSD, a HDD przełożyć w miejsce SSD. Po instalacji znowu rozmontowywanie laptopa i przekładanie... Teraz widzę, że mimo wszystko byłoby szybciej, ale nie spodziewałem się, że w czasach Windows 10 instalacja tego systemu na pustym dysku może sprawiać tyle problemów...
Udało mi się zainstalować Windows. Potrzebowałem do tego dwa pendrive'y z Windowsem... Oba z tą samą zawartością - plikami skopiowanymi z ISO Windows 10 1903. Nie wiem czy to konieczne, ale jeden jest sformatowany w fat32, drugi ntfs. Moje UEFI nie umie zabootować z ntfs, więc zabootowałem z fat32. Wyjąłem pendrive z fat32 po tym jak rzucił błędami o tym, że nie może znaleźć sterowników. Podłączyłem pendrive ntfs, który ma tą samą zawartość co pierwszy. Instalacja poszła krok dalej, ale instalator ciągle się gubił. Z jakiegoś powodu musiałem usunąć
Na Gnu/Linuksie nawet instalując najbardziej pracochłonną metodą instalacja zajęłaby mniej czasu. Zwyczajnie bym sobie utworzył partycje z użyciem gdisk. Utworzył na nich systemy plików używając mkfs.*. Podmontował. Wrzucił pliki systemu za pomocą debootstrap. Po drobnych zmianach z zewnątrz (edycja sources.list.d itd) zchrootował bym się, zmienił kilka ustawień dotyczących lokalizacji itp, zaktualizował, doinstalował bootloader Grub i wszystko by działało... Z Windowsem niestety trzeba przeżyć wiele godzin frustrującego wracania do punktu wyjścia, by coś ruszyło...
Udało mi się zainstalować Windows. Potrzebowałem do tego dwa pendrive'y z Windowsem... Oba z tą samą zawartością - plikami skopiowanymi z ISO Windows 10 1903. Nie wiem czy to konieczne, ale jeden jest sformatowany w fat32, drugi ntfs. Moje UEFI nie umie zabootować z ntfs, więc zabootowałem z fat32. Wyjąłem pendrive z fat32 po tym jak rzucił błędami o tym, że nie może znaleźć sterowników. Podłączyłem pendrive ntfs, który ma tą samą zawartość co pierwszy. Instalacja poszła krok dalej, ale instalator ciągle się gubił. Z jakiegoś powodu musiałem usunąć
[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]
partycje pod EFI i Recovery na dysku HDD. Po instalacji okazało się, że i tak nie skorzystał ze zwolnionego miejsca, tylko dorzucił swój bootloader na partycję EFI na SSD...Na Gnu/Linuksie nawet instalując najbardziej pracochłonną metodą instalacja zajęłaby mniej czasu. Zwyczajnie bym sobie utworzył partycje z użyciem gdisk. Utworzył na nich systemy plików używając mkfs.*. Podmontował. Wrzucił pliki systemu za pomocą debootstrap. Po drobnych zmianach z zewnątrz (edycja sources.list.d itd) zchrootował bym się, zmienił kilka ustawień dotyczących lokalizacji itp, zaktualizował, doinstalował bootloader Grub i wszystko by działało... Z Windowsem niestety trzeba przeżyć wiele godzin frustrującego wracania do punktu wyjścia, by coś ruszyło...