14.06.2018, 11:10
W sumie może nieco oftopem, ale skoro wcześniej tu pisałem o różnych zawodach to i teraz napiszę
Nieco ponad 2 tygodnie temu byłem na Crossie Gryfitów - trasa 40 km w okolicach Kwisy i Gryfowa Śląskiego.
Tego jeszcze nie grali - nie dojechałem, dobiegłem z rowerem na ramieniu do mety 2 km przed końcem dobicie przedniego koła na wertepach -> mleczko w oponie nie wytrzymało (terenowo nie używam dętek) -> gleba + kapeć, bo opona się zsunęła. Walka była jednak do końca!
To miał być cross, do tego startował też duathlon, więc myślałem, że będzie jak w Urazie pod Wrockiem, gdzie na początku sezonu zrobiłem 60 km w lesie pełnym błota. Tutaj było sucho - ale za to baaardzo terenowo. Sporo podjazdów (wg. stravy prawie 600 m w górę), masa zjazdów pełnych korzeni i kamieni. Cały czas dostawało się mocno w kość, bardzo mocno... a ja jeżdżę na przełajówce, sztywnym rowerze, którego opony w niczym nie przypominają tego, co jest w MTB.
W trakcie jazdy słyszałem od innych zawodników "szacun za start", czy "to tak się da?!", a na mecie sędzia po spojrzeniu na rower powiedział: "to musiał być hardcore" (wszyscy inni jechali na MTB). To mega motywujące. Tak, był hardcore, ale ile dzięki temu się nauczyłem! W ubiegłym roku takich rzeczy nie byłbym w stanie zrobić na MTB, z jakimi teraz radzę sobie na przełajówce - na zjazdach zostaję w tyle, ale na podjazdach znów było tasowanie zawodników. Dotarłem ostatni ale sklasyfikowany!
Tu fotka jeszcze zanim przednia opona poszła:
----
W ubiegłą sobotę był natomiast Rajd na Ślężę - z Lubina aż na szczyt Ślęży - nie tyle wyścig co każdy wybiera sobie trasę, tylko trzeba było zaliczyć 5 punktów kontrolnych po drodze. No ale i tak się cisnęło. Bardzo... Wyszło 115 km na sam parking przy Ślęży, cały czas w potwornym upale (odczuwalna była coś około 33?) i pod górę. Miałem tam totalne odcięcie: brak sił, zadycha, zawroty głowy. Przysiadłem na poboczu, odpocząłem... No a potem 3 km wspinaczka z rowerem na szczyt. Dotarłem na metę drugi, do siebie dochodziłem dwa dni ale zdecydowanie warto było!
Nieco ponad 2 tygodnie temu byłem na Crossie Gryfitów - trasa 40 km w okolicach Kwisy i Gryfowa Śląskiego.
Tego jeszcze nie grali - nie dojechałem, dobiegłem z rowerem na ramieniu do mety 2 km przed końcem dobicie przedniego koła na wertepach -> mleczko w oponie nie wytrzymało (terenowo nie używam dętek) -> gleba + kapeć, bo opona się zsunęła. Walka była jednak do końca!
To miał być cross, do tego startował też duathlon, więc myślałem, że będzie jak w Urazie pod Wrockiem, gdzie na początku sezonu zrobiłem 60 km w lesie pełnym błota. Tutaj było sucho - ale za to baaardzo terenowo. Sporo podjazdów (wg. stravy prawie 600 m w górę), masa zjazdów pełnych korzeni i kamieni. Cały czas dostawało się mocno w kość, bardzo mocno... a ja jeżdżę na przełajówce, sztywnym rowerze, którego opony w niczym nie przypominają tego, co jest w MTB.
W trakcie jazdy słyszałem od innych zawodników "szacun za start", czy "to tak się da?!", a na mecie sędzia po spojrzeniu na rower powiedział: "to musiał być hardcore" (wszyscy inni jechali na MTB). To mega motywujące. Tak, był hardcore, ale ile dzięki temu się nauczyłem! W ubiegłym roku takich rzeczy nie byłbym w stanie zrobić na MTB, z jakimi teraz radzę sobie na przełajówce - na zjazdach zostaję w tyle, ale na podjazdach znów było tasowanie zawodników. Dotarłem ostatni ale sklasyfikowany!
Tu fotka jeszcze zanim przednia opona poszła:
----
W ubiegłą sobotę był natomiast Rajd na Ślężę - z Lubina aż na szczyt Ślęży - nie tyle wyścig co każdy wybiera sobie trasę, tylko trzeba było zaliczyć 5 punktów kontrolnych po drodze. No ale i tak się cisnęło. Bardzo... Wyszło 115 km na sam parking przy Ślęży, cały czas w potwornym upale (odczuwalna była coś około 33?) i pod górę. Miałem tam totalne odcięcie: brak sił, zadycha, zawroty głowy. Przysiadłem na poboczu, odpocząłem... No a potem 3 km wspinaczka z rowerem na szczyt. Dotarłem na metę drugi, do siebie dochodziłem dwa dni ale zdecydowanie warto było!